Niektórzy z nas chcieliby, by szkoła przejęła na siebie oprócz obowiązku nauczania, dodatkowo wychowanie. Niestety to nie jest do końca możliwe. Pozwólcie, że to wyjaśnię.
Program nauczania i wychowania
Nauczyciele zobowiązani są do realizacji programu nauczania na dany rok szkolny z uwzględnieniem klasy jaką w danym momencie uczy. Faktem jest, że na wielu przedmiotach oprócz treści edukacyjnych znajdują się lub można wprowadzić wiele treści wychowawczych. Tak edukacja łączy się z wychowaniem. Poza tym w czasie pobytu dziecka w szkole zadziewa się niezliczona ilość interakcji społecznych, które można wykorzystać. O tym za chwilę.
Szkołę także obowiązuje program profilaktyczno-wychowawczy, który co roku jest modernizowany pod względem treści i dostosowany do wytycznych Ministra Edukacji Narodowej. I to byłoby na tyle pod względem formalnym. Patrząc na to, można stwierdzić, że wszystko powinno być „Oki” jak mówią nasze dzieci, ale coś tu jednak się nie styka.
Poligon doświadczalny
Nauczyciele są specjalistami w dziedzinie, którą uczą. Zapewne obudzeni o trzeciej nad ranem są wstanie wyłożyć skomplikowane teorie z ich przedmiotu nauczania. Szkopuł tkwi gdzie indziej. Wychowanie jest procesem, który rozpoczęliście jako pierwsi nauczyciele swojego dziecka, szkoła wspiera ten proces w zależności od umiejętności nauczyciela. Każde przyjście dziecka do szkoły jest jak wkroczenie na poligon doświadczalny. Nasze dzieci mierzą się z relacjami z innymi rówieśnikami i pracownikami szkoły. Zmagają się z ich utrzymaniem, zerwaniem lub utrzymaniem. Mierzą się z konfliktem, sposobem go rozwiązywania tworząc własny schemat reakcji: unikanie, współpracę, kompromis bądź uleganie. Mierzą się z budowaniem zespołu i znajdowaniu swojej unikalnej w nim roli. Szlifują komunikację poprzez uleganie, asertywny komunikat, agresję. Dopracowują kontakty koleżeńskie, przyjacielskie i niejednokrotnie pierwszych szkolnych miłości. Na zakończenie, chociaż mam świadomość, że lista jest zdecydowanie dłuższa, uczą się, kiedy warto coś powiedzieć, a kiedy lepiej milczeć. I tego wszystkiego fizycznie doświadczają. Czy to jednak wystarczy, by się tego wszystkiego nauczyć? Otóż, nie.
Doświadczenie bez refleksji, nie jest nauką
Doświadczenie w relacjach, konfliktach, budowaniu zespołu, komunikacji nie gwarantuje zrozumienia mechanizmów i wykorzystanie ich w przyszłych doświadczeniach. Nasze dziecko, ale my także, potrzebujemy refleksji, by zrozumieć, co się wydarzyło? Jak to na mnie wpłynęło? Czego mi zabrakło? Jak następnym razem mogę postąpić inaczej, by czuć się w zgodzie ze sobą samym? Podobne pytania trudno usłyszeć od nauczycieli po określonym wydarzeniu. Często nie ma czasu na zatrzymanie się i porozmawianie z dzieckiem, jakie towarzyszą mu emocje, bo w danym momencie nauczyciel jest na dyżurze, prowadzi lekcję i często… nie wie, jak zareagować. Wyuczeni jesteśmy reakcji oceny, szybkiego załatwienia sprawy, osądzenia. A tak naprawdę nie o to chodzi. Stąd tych wszystkich, bardzo ważnych do funkcjonowania w przyszłości kompetencji nasze dziecko nieczęsto nie jest w stanie nauczyć się w szkole. Ono ich doświadcza, ale nie uczy. To co można z tym fantem zrobić?
Czy blog Ci się podoba, a treści są dla Ciebie wartościowe? Możesz dobrowolnie wesprzeć moją działalność!
Kontynuujmy własną edukację domową
Nauczycielom serdecznie życzę otwartości i zrozumienia jak ważna jest refleksja w nauczaniu. Dzięki ich uważności, wielu uczniów lubi szkołę i czuje się w niej bezpiecznie. Jak powiedziałam w nagraniu: Jeżeli dziecko boi się chodzić do szkoły, to znaczy, że nie boi się przedmiotu nauczania, rówieśników, budynku ani też nauczyciela. Boi się relacji jakie tworzy w tym miejscu, z tymi osobami, z tym przedmiotem. Stąd, gdy nasza pociecha wróci do domu, jest markotna, rzuca plecakiem, mówi, że szkoła jest do bani, to sygnał dla nas, że należy się zatrzymać i zainteresować dzieckiem. Jeżeli wasze dziecko jest jeszcze małe, to wystarczy usiąść na łóżku lub kanapie i ze spokojem porozmawiać o wydarzeniu, które doświadczyło. To, co istotne, to nie oceniać („On jest po prostu głupi.”), nie dawać rad („Następnym razem, jak ci tak powie to idź od razu do nauczyciela.”), nie bagatelizować („Nie przesadzaj, nic takiego się nie stało.”), a tym bardziej osądzać („Tak nie wolno postępować.”) Uwierzcie, że zapewne takie propozycje otrzymało w szkole przez co w dalszym ciągu gra w nim to wydarzenie. Uwieńczeniem jest zazwyczaj: „A teraz się przeproście.” Nie, powtórzę jeszcze raz, nie. Kiedy czuję się skrzywdzona i złość, żal, i smutek we mnie rezonuje, ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę, to przerosić. Potrzebuję czasu na refleksję i wygaśnięcie emocji. Dopiero wtedy mogę przeprosić, pod warunkiem, że faktycznie wina związana z zaistniałą sytuacją była po mojej stronie. Nie mam także ochoty, a tym bardziej nie wierzę w przeprosiny na szybko. Stąd, gdy masz małe dziecko daj mu czas na to, by upewnić się czy jest gotowe na przeprosiny. Jeżeli macie starsze dziecko, które jest w okresie dojrzewania, to mimo, iż się zamyka w pokoju, do którego nie chce was zaprosić, zostawcie uchylone drzwi po tym jak mu dacie sygnał, że widzicie, że coś się wydarzyło. Jeżeli nabierze ochoty, to z uważnością go wysłuchacie. To, że nasze dzieci w wieku nastoletnim nie chcą z nami rozmawiać wynika z faktu, że stosujecie albo ocenę, albo oskarżanie, albo dajecie rady, albo wbijacie w poczucie winy, albo zapewne jeszcze coś. Jeżeli zależy wam na refleksji, to usiądźcie, wysłuchajcie, pokiwajcie głową, dawajcie do zrozumienia, że wiecie, co czuje, albo dopytujcie jak się z tym czuje? Co chciałoby zrobić następnym razem inaczej? Jaką radę dałoby w takiej sytuacji swojemu przyjacielowi? Z jednej strony tak niewiele, a może uczynić tak wiele. Jeżeli dodacie do tego gest, chociażby przytulenie, chusteczkę na otarcie łez, to wiedzcie, że właśnie zrobiliście ogromny krok w kierunku refleksji swojego dziecka, przez co doświadczenie zamieniacie w naukę. Czego serdecznie wam życzę.
Warto przeczytać
Moi Drodzy. Jeżeli zaciekawiło was, to co mówię, to ogromnie polecam do uzupełnienia swojej wiedzy literaturę, z której sama korzystam. Bardzo przydatna do dzisiejszego wpisu jest książka „Wypalone dzieci. O presji osiągnięć i pogoni za sukcesem” Michaela Schulte-Markwort. To książka o kontrowersyjnych poglądach lekarza psychiatry dziecięcego, który nam rodzicom nie tyle grozi palcem, ale potrząsa, byśmy się wreszcie obudzili i przyjrzeli dzieciom żyjącym we współczesnej karuzeli, do której świadomie lub nie ich wsadziliśmy
Zachęcam do jej kupna przez mój link afiliacyjny. Dzięki temu zachęcacie mnie do stałego poszerzania mojej biblioteki o ciekawe księgozbiory, z którymi chętnie się z wami dzielę.
Zainteresowany książką? Sprawdź, gdzie kupisz ją w korzystnej cenie. Kupując przez linki poniżej wspierasz rozwój bloga. Dziękuję!
Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na Youtube:
Zapraszam również do obejrzenia krótkiego filmu podsumowującego temat:
Przeczytałeś już: