W mojej karierze mediatora, miałam przyjemność spotkać wiele rozwodzących się małżeństw, dla których lepsza byłaby terapia niż rozwód. Smutna konkluzja, że na terapię docierają najczęściej pary, które doprowadziły swój związek na skraj przepaści. U mnie zaczynają się uczyć, jak żyć po rozwodzie?
Rozwód jako pozytywna porażka
Nie ma jednego, najlepszego podejścia do kwestii rozwodu. Ludzi ogólnie można podzielić na tych, którzy po etapie żałoby związku, mobilizują siły i wkraczają w nowy etap życia. Zaczynają świadomie dbać o siebie i starają się, dosłownie, przepracować emocje związane z byłym partnerem czy partnerką. Po zazwyczaj niedługim czasie dochodzą do wniosku, że samodzielnie radzą sobie znacznie lepiej, niż w czasie, gdy byli w związku. To jest szczególnie ważne w sytuacji, gdzie w relacji są dzieci. Natomiast druga grupa osób, to ci, którzy nie potrafią emocjonalnie przejść przez rozwód. Z pozoru to przyjmują, natomiast przy spotkaniach towarzyskich czy rodzinnych stale wracają do kwestii byłego partnera. Śledzą go czy ją na social mediach, kontaktują się pod błahym pozorem. Ich działania doprowadzają do ciągłego rozdrapywania ran, czym bardzo szkodzą swojej rezyliencji. Nie tylko nie potrafią przetrwać procesu rozpadu związku, ale wręcz pielęgnują swoje zranienie, co skutkuje niezdolnością do powrotu do normalności.
By móc odpowiedzieć sobie na pytanie: „Jak żyć po rozwodzie?”, najpierw dobrze jest uznać go za pozytywną porażkę, należy przede wszystkim dopuścić do siebie refleksję. Oddzielić, jak najbardziej ważne, kwestie materialno-gospodarcze związku i skupić się na tym, jak naprawdę między wami było, ile włożyliście w relację, ile dostaliście czy czuliście się samotni i pozostawienie bez wsparcia, bardziej byliście bankomatami lub gospodyniami domowymi i niańkami. Nawet jeśli wielu z was mi może napisać, że u was było zwyczajnie i spokojnie, i nic nie zapowiadało rozpadu, to zadam wam pytanie: Czy przypadkiem do waszej relacji nie wkradła się nuda i rutyna?
Zakładaliście, że to wystarcza. No nie, nie wystarcza. Często powtarzam, że rolą związku jest stałe wzmacnianie więzi przez rozwój. Wspieranie i zachęcanie drugiej połówki do tego, by się rozwijała, uczyła nowych rzeczy, ale też i samemu dobrze jest o to zadbać. Tak, większość osób to robi… w sytuacji, gdy relacja się rozpada na zasadzie ratowania związku. Wtedy jest już za późno. Kiedy do związku zakrada się CIF, czyli Ciepło I Fajnie, to jest ten moment, by ruszyć się z miejsca, nie siedzieć w nim, bo jest to gwoździem do trumny relacji.
Stąd, potrzebna nam jest głęboka refleksja, by dostrzec, ile zawaliliśmy, takie uderzenie się w pierś i ile zawalił/zawaliła druga strona. To bolesna lekcja, ale otwierająca umysł. Jeżeli to zrobisz, to kolejny element powrotu do równowagi po rozwodzie, to wyciagnięcie wniosków. Najlepiej jest sobie zapisać na kartce: Czego nie zaakceptuje w kolejnej relacji i o co zadbam? Co będzie dla mnie czerwoną lampką kontrolną, że mam uciekać, gdzie pieprz rośnie? Jest to bardzo trudne, gdy w grę wchodzą emocje i oddajemy władze nad rozumem, stąd dobrze jest to sobie powiesić przed oczyma w miejscu, gdzie najczęściej się przebywa. Dzięki refleksji i wyciągnięciu wniosków, dojdziemy do konkluzji, że rozwód, to najlepsze dla was rozwiązanie.
Proces zdrowienia
Małżeństwo, to długi proces i taki samym, długim procesem jest zdrowienie. Im większe poczucie straty, tym dłużej odzyskuje się równowagę psychiczną. Bardzo polecam w tym miejscu, by nie próbować radzić sobie z tym samym. Warto poszukać terapeuty, interwenta kryzysowego, który wraz tobą przejdzie ten proces. Oczywiście możecie podzielić się z tym ze znajomymi lub przyjaciółmi, ale istniej szansa, że poczują się zmęczeni waszą potrzebą dzielenia się swoimi przeżyciami. Poza tym różnica pomiędzy terapeutą a przyjaciółmi, to umiejętność słuchania bez osądzania, co wspiera proces zdrowienia.
Niezbędnym elementem dojścia do równowagi psychicznej jest uświadomienie sobie, że odejście partnera i koniec waszego związku nie oznacza przekreślenia ciebie jako człowieka i końca twojego życia. Partnerzy odchodzą od siebie, nie dlatego, że druga strona jest beznadziejna, zła czy nic nie warta, bo gdyby tak było to nie wiązaliby się z nią. Odchodzi się od człowieka, bo rozmijają się ich potrzeby, nie czują się wartością w relacji i wiele innych powodów, które absolutnie nie mają nic wspólnego z osobą jako człowiekiem. Swoją samoocenę i poczucie własnej wartości najczęściej ludzie oddają dobrowolnie, bo przecież nikt inny nie ma na nie wpływu.
By powrócić do równowagi potrzebny jest jeszcze jeden etap. To przebaczenie partnerowi/partnerce. Bez tego elementu nie można odzyskać swojej wolności psychicznej. Łatwo się pisze, trudniej to uczynić. Przebaczenie jest ostatnim etapem, ale też bardzo istotnym, by ostatecznie zerwać więzi z byłym partnerem/partnerką. W pewnym sensie jest to duchowe przeżycie i różnie ludzie do niego podchodzą. Możecie spotkać się i przekazać tę informacje wprost, że dziękujecie im za wspólny czas i przebaczacie sobie i jemu/jej trudne doświadczenia. Możecie napisać list, wysłać go lub spalić. Powierzyć przebaczenie Wszechwładnemu, w każdej postaci.
Jakie więc przesłanki pozwolą ci doświadczyć zdrowienia?
- zauważysz, że będzie coraz więcej dni lepszych,
- rozmowy i zasłyszane informacje dotyczące byłego partnera/partnerki już nie będą budzić takich emocji,
- samotność przestaje wywoływać w tobie ataki paniki,
- zaprzestaniesz rozmyślać nad zemstą i oczernianiem byłej partnerki/byłego partnera,
- twoje serce nabierze większego spokoju,
- dostrzeżesz, że teraźniejszość i przyszłość ma wiele zalet,
- częściej zaczniesz się śmiać i mieć dobry nastrój,
- zaczną cię cieszyć drobne gesty i rzeczy,
- nabierzesz pewności siebie,
- powrócisz do praktyk religijnych,
- wyciągniesz wnioski z byłego związku.
Nasz świat jest doskonały. Wypełniony jest niedoskonałymi ludźmi i stale się o coś potykamy, krzywdzimy innych, nie dajemy wsparcia. Nie znam idealnego człowieka, stąd ułomność i błądzenie jest wpisane w nasze życie. Wszystko to jednak nie powinno zabierać nam odwagi do bycia sobą i życiu w równowadze psychicznej, którą możemy sami sobie dać.
Czy blog Ci się podoba, a treści są dla Ciebie wartościowe? Możesz dobrowolnie wesprzeć moją działalność!
Jak żyć po rozwodzie?
Podczas procesu zdrowienia przychodzi nam przejść przez poszczególne etapy. William E. Rabior powiedział, że śmierć małżeństwa bywa równie druzgocąca jak śmierć ukochanej osoby. Trudno się z tym nie zgodzić, skoro w skali stresu znajduje się na drugim miejscu, zaraz po śmierci bliskiej osoby. By dojść do równowagi psychofizycznej trzeba przejść przez kilka etapów.
Etap 1. Zrozumieć i przepracować żal
Żal pojawia się po fazie szoku i przerażenia. Każdy z nas go doświadcza, chociaż nie zawsze się nim dzielimy z innymi osobami. Kiedy się już pojawia, wówczas długo w nas się rozgaszcza. Może przybierać rożne formy, od płaczu, osowienia, braku apetytu, bólu głowy, zachowaniami lękowymi, zamrożeniem, spadkiem wagi lub jej przybraniem. Osoby wierzące mogą odwrócić się na jakiś czas od wiary i osób duchownych lub nakierować się na nie w sposób obsesyjny. Mimo, że żal niesie w sobie ogromny ciężar, wcale nie musi być dla nas wrogiem. Sadzę wręcz, że wspiera nas w procesie dochodzenia do równowagi psychicznej. Żal mieści w sobie pięć reakcji: zaprzeczenie, gniew, negocjacje, przygnębienie i na końcu akceptację. Reakcje te mogą występować w różnej kolejności i różnym natężeniu, tym bardziej trudno jest to określić, gdy rozwód jest wynikiem zdrady partnera. Tutaj odsyłam cię do mojego wpisu blogowego i filmu, pt. Czy zdradę można wybaczyć? Część 3. Jak odejść po zdradzie?
Jedynym sposobem leczenia się z żalu, jest przejście przez niego. Pozwolenie, by poszczególne reakcje się pojawiły. Nie polecam niszczenia przedmiotów, zdjęć, prezentów. Dobrze jest je odłożyć do kartonu i pozostawić na strychu. To część waszej historii, nie zawsze bolesnej. By przejść przez żal dobrze jest mieć kontrolę nad wspomnieniami, by ich nie ubarwiać ani nie dewaluować. Za każdym pojawiającym się bolesnym wspomnieniu dobrze jest sobie powiedzieć: „To tylko wspomnienie, moja myśl, która pojawia się w mojej głowie, nie jest mną. Przekieruję swoją uwagę na…”. Z czasem nasz wewnętrzny zamęt słabnie i pojawia się akceptacja obecnego stanu naszego życia. Akceptacja faktu, że nasze małżeństwo dobiegło końca i nastał czas budowania swojego życia na nowo, bycia jego kreatorem. Doświadczenie uczucia, że ma się potrzebę ruszenia do przodu, bo czujecie marazm całej sytuacji. Wiedzcie, że tylko wy wiecie, kiedy jest te moment.
Etap 2. Zrozumieć swój gniew
Gniew ma ogromny apetyt. Rośnie każdego dnia i… to wy go karmicie. Życzymy złego, bluźnimy, oczerniamy byłego partnera/partnerkę, ale tak naprawdę szkodę wyrządzamy samemu sobie. Krzywdząc innych, krzywdzimy siebie. Oddając lejce gniewowi poprowadzi nas do odsunięci się od nas znajomych, unikania przez osoby bliskie, wypalenie się wewnętrznie, wyczerpanie zasobów energetycznych. Gniew jest nam potrzebny, bo sygnalizuje niezgodę na coś, potrzebę skupienia na czymś naszą uwagę. Zdrowy emocjonalnie człowiek przyjmuje gniew i działa na rzecz rozwiązania trudnej sytuacji, z zadbaniem o siebie, bez niszczenia innych. Także i tutaj trudne w przezywaniu emocje jak gniew i żal, są naszymi sprzymierzeńcami. By poradzić sobie z gniewem, warto zadać sobie takie pytanie: „Czy chcesz nadal tak żyć, ranić ją/jego i dostawać w odwecie kolejne rany?”. Warto przekierować wówczas gniew i złość a ćwiczenia fizyczne, w jakiejkolwiek formie: jogging, boks, jazda na rowerze czy szybki bieg. Ważnym jest mieć świadomość, że gniew jest naszym wzmacniaczem do działania, warto więc go wykorzystać do zbudowania swojej ścieżki rozwoju. Zaprzyjaźnij się z nim, bo dodaje nam odwagi do działania.
Etap 3. Doświadczyć przebaczenia
Przebaczenie ma swoje początki w religii. By móc doświadczyć uwolnienia, potrzebne jest nam przebaczenie. Wiem, jak trudno żyć nosząc w sobie żal i złość na swojego byłego partnera. Trudno jest w sobie zmieścić rozczarowanie, zdradę, porzucenie, bezradność, bezsilność i wiele trudniejszych w doświadczaniu emocji, które lubią kumulować się i uderzać w byłego partnera, by chociaż trochę poczuł to, co czuje osoba skrzywdzona. Jest wiele przysłów mówiących o tym, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, ale to zimo, to zamrożenie siebie i kompletnie nie ma to nic wspólnego z wewnętrzną wolnością. Badania dowodzą, że przebaczenie korzystnie wpływa na nasze serce, pracę układu odpornościowego i nerwowego. Przebaczając odczuć możesz ulgę w bólach głowy i kręgosłupa, nie wspominając już o układzie trawiennym. Przyjrzyj się swoim dolegliwością, które pojawiły się w momencie rozstania, czy coś brzmi znajomo? Może częściej chorujesz, źle sypiasz, jesteś rozdrażniona lub rozdrażniony, przejadasz się lub masz problemy ze wzdęciami, zaparciami? By nie zżarła cię nieprzebaczona krzywda, warto świadomie podjąć decyzję o odpuszczeniu krzywd. Tu potrzebna jest twoja świadomość i chęć powrotu do równowagi psychofizycznej. Przebaczenie to twój wybór, odpuszczenia wyrównania rachunków za wyrządzoną krzywdę. Tak, zostałeś/zostałaś potwornie skrzywdzona i masz zawsze wybór, albo będziesz brnąć w poczucie krzywdy i tym samym niszczysz siebie, niszcząc byłego partnera, albo odpuścisz i dasz sobie prawo do życia. Mnie samej pomogło zdanie, które wypowiedziałam swojemu byłemu mężowi: „Nie jestem sędzią, by cię karać, nie zapomnę tego, co się wydarzyło, ale odpuszczam ci, bym mogła iść dalej”. To był mój akt woli. Następnie przebaczyłam sobie swoje błędy, bo wiem, że ich dokonałam. Jeżeli jesteś osobą wierzącą, to jeden z księży powiedział: „Bóg daje nam tyle szans na przebaczenie, ile potrzebujemy”. Nieprzebaczona krzywda zżera od środka i pozostajemy martwi wewnątrz. Kiedy decydujemy się na przebaczenie, wówczas odzyskujemy lejce do swojego świadomego życia. Nie rozwiązuje problemu, daje jednak szansę na nowe, lepsze życie. I chociażby dlatego, warto przebaczyć.
Etap 4. Dać sobie szansę na wyrażenie swoich emocji
Odnoszę często wrażenie, że żyjemy w kulcie pokazywania, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. W social mediach widać pełno zadowolonych i szczęśliwych par. Bystrzejszy odbiorca jest w stanie oddzielić prawdę od kreacji szczęścia. A co z osobami, które cierpią? Wśród moich znajomych w social mediach mam jedną, dosłownie jedną osobę, która dzieli się swoim poczuciem krzywdy jaką doznała od swojego pracodawcy. Potrzebuje krzyczeć i otrzymać wsparcie, gdy nachodzą ją trudniejsze emocje. I to też jest OK. W dalszym ciągu w Polsce pokutuje mit, że do psychologów, terapeutów i psychoterapeutów przychodzą „słabi” ludzie. A to nieprawda. Nikt z nas nie lubi być sam w momencie, gdy wali się nam świat. W pierwszej kolejności odchodzi partner/partnerka, dzielą się dzieci i rodzina, następnie dzielą się znajomi. Nie wiadomo, komu można zaufać? Kto wysłucha w cierpliwy sposób, bez ponaglania, filozofowania, doradzania? Kto usiądzie i pozwoli popłynąć słowom bez oceny i osądów? Czasem tak mało wystarczy, by wypłynął z nas cały smutek, złość, strach, lęk, bezsilność. Potrzebujemy kogoś, kto nas nie tyle wysłucha, co usłyszy nasz ból. Komu w zaufaniu można powierzyć swoje sekrety. Nie zawsze stać nas na to, by powiedzieć to przyjacielowi czy przyjaciółce, by nie zmieniła się nasza relacja. Tak, można powiedzieć, że jeśli tak się stanie, to świadczyć to będzie, że nie była to szczera przyjaźń. Natomiast na etapie, gdy czujemy, że świat się nam zawalił, nie potrzebujemy jeszcze weryfikacji przyjaźni, stąd dobrym pomysłem jest zwrócenie się o wsparcie do terapeuty, doradcy życiowego, psychologa czy psychoterapeuty. To, czym się podzielisz, zostawiasz u nich. To terapeutyczna rozmowa prowadzona w bezpiecznym środowisku z zachowaniem dyskrecji. Jedne z badań przedstawiają, że zdarza się, że odwracamy się od osób, które były naszym wsparciem, ponieważ są świadkami naszych traum i w momencie, gdy dochodzimy do równowagi, ich obecność przypomina nam przeszłe czasy. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich relacji przyjacielskich. Tutaj chciałam ci wskazać, że tak, potrzebujesz uwolnić emocje i potrzebujesz wsparcia w wychodzenia z kryzysu i to ty zdecyduj, kogo o to poprosisz.
Etap 5. Zatroszczyć się o siebie
Można rzec, że są trzy style reakcji na rozwód. Możesz się zamrozić i funkcjonować jak robot, przeżywać dzień za dniem w oderwaniu od swoich emocji. Możesz popaść w czarną rozpacz, zamykając się w domu, odcinając od przyjaciół, rezygnując z pracy, rodziny, opieki nad sobą i dziećmi. Możesz też poszukać wsparcia, by wyjść z fazy kryzysu i na nowo zbudować swoją nową przyszłość. Często powtarzam, że mamy naturalny dar pomagania innym. Jesteśmy skłonni zrezygnować z własnych planów, by służyć tym, którzy nas proszą o pomoc. Natomiast najważniejszym słowem w komunikacji jest… „nie”. Każde wypowiedziane „nie” komuś, jest „tak” dla siebie i swoich planów. Nikt nas nie nauczył w pierwszej kolejności zadbać o siebie. Kiedy to my jesteśmy „pełni”, wówczas możemy się sobą dzielić. Nie można dzielić się, kiedy sami jesteśmy w niedostatku. Wyczerpujemy w ten sposób swoje zasoby i ani nie służymy sobie, ani innym. Kiedy jesteśmy w relacji z partnerem/partnerką w możemy czasami odczuwać się jesteśmy „zużywani” w związku. Rozwód powoduje, że w pewnym sensie wymusza na nas zadbanie o siebie. Gdyby tak przyjrzeć się życiu, to jedynie sami z sobą pozostajemy do ostatniego oddechu. Więc jak żyć po rozwodzie? W pierwszej kolejności zadaj sobie pytanie: Jak dbasz o swoje ciało? Jak i czym je karmisz? Jak karmisz swoją duszę? Bez troski o siebie nie jesteśmy w stanie przetrwać. Rozwód jest sygnałem, by zbadać poziom własnego zużycia, sprawdzić jakimi zasobami dysponujemy, czego mamy w nadmiarze, a czego w niedostatku. W pewnym sensie poznajemy się od nowa, a może bardziej, pozwalamy naszemu wewnętrznemu JA wypowiedzieć się i dopuścić do głosu nasze potrzeby. Nie ma uniwersalnego sposobu na zadbanie o siebie. Warto jednak zadbać i zatroszczyć się o swoje potrzeby. Od tego proponuję zacząć.
Etap 6. Otworzyć się na innych
Nie warto zamykać się na ludzi z powodu jednego człowieka. Na świecie jest ponad 7 miliardów ludzi. Wśród nich są tacy, którzy chcą nas poznać. Może nie wiedzą o naszym istnieniu, jednak są do nas bardzo podobni, może nawet są naszymi pokrewnymi duszami. Dowiedzieć się o tym możemy, gdy się na nich otworzymy. Po czasie wewnętrznej przebudowy, wzmocnienia, zatroszczenia się o siebie, nastał czas powrotu do ludzi i otwarciu się na relacje z nimi. Nikt tu nie pisze, że masz wskoczyć w wir nowej miłości. Bardziej zrozumieć, że za każdym razem, gdy świadomie otwieramy się na ludzi, otwieramy się także na zranienie. I wcale nie chodzi o to, byśmy zaczęli żyć na bezludnych wyspach, ponieważ do normalnego funkcjonowania nasz mózg potrzebuje inne mózgi wokół. Jesteśmy istotami stadnymi i nawet jeśli odetniemy się od innych, to i tak uschniemy z samotności. Nawet najwięksi introwertycy potrzebują chociażby jednej istoty, by móc funkcjonować. Nasze istnienie to stała wymiana relacyjna. Mimo lęku przed kolejnym zranieniem idź do ludzi, otwórz się na innych i nauczyć się między nimi funkcjonować.
Warto przeczytać
Moi Drodzy. Jeżeli zaciekawiło was, to co mówię, to ogromnie polecam do uzupełnienia swojej wiedzy literaturę, z której sama korzystam. Bardzo przydatna do dzisiejszego wpisu jest książka „Jak przeżyć rozstanie i zadbać o siebie”, autorstwa Letessier Lisa. Autorka, proponuje program, który trwa przez dwanaście tygodni. Przechodząc przez niego doświadczyć można powrotu do równowagi psychicznej, a w dalszej kolejności wyciągnąć wnioski z tego jakże trudnego doświadczenia, by rozpocząć nowe życie. Pozycja godna polecenia. Zachęcam do jej kupna przez mój link afiliacyjny. Dzięki temu zachęcacie mnie do stałego poszerzania mojej biblioteki o ciekawe książki, z którymi chętnie się z wam podzielę.
Zainteresowany książką? Sprawdź, gdzie kupisz ją w korzystnej cenie. Kupując przez linki poniżej wspierasz rozwój bloga. Dziękuję!
Zachęcam do subskrypcji mojego kanału na Youtube:
Zapraszam również do obejrzenia filmu omawiającego temat:
Przeczytałeś już:
Co było dla was największą trudnością w radzeniu sobie w czasie rozwodu i jak sobie z nią poradziliście?